A potem wspólne spotkania przy kuchennym stole, przepełnione obieraniem grzybów, przygotowywaniem słoików z zaprawami, „naszyjników” do suszenia, itp. Zresztą niemal codziennie udawało nam się raczyć przynajmniej częścią naszych zbiorów, jednym razem w postaci zupy grzybowej, innym – jajecznicy czy sosu. Było pyszne, a co najważniejsze - jadalne. Nawet prezenty dla naszych gospodarzy były dość tendencyjne – kosz pełen grzybów i słoiki z maślakami w zaprawie, zaopatrzone w etykietki autorstwa Maćka Kowalczyka: „zajefajne dzieciaki, dają Wam maślaki”.
Grzybobranie stało się wspólną pasją wszystkich obozowiczów, ale oczywiście nie było jedyną atrakcją, jaka spotkała nas w czasie tygodniowego pobytu w Zalesiu Górnym. Niektórym z nas udało się zaznajomić z tajnikami pysznego gotowania, z urokami gry w siatkówkę, jazdą konną, jogą, pieczeniem kiełbasek przy ognisku. Nie mogło obejść się oczywiście bez turnieju ping-ponga, w którym równych sobie nie mieli Magda i Maciek. Odwiedził nas także niesamowity mim, który wszystkich zadziwił swoimi umiejętnościami, a niektórych nauczył kilku sztuczek. Oczywiście kulminacyjnym punktem obozu stała się wycieczka do Warszawy, gdzie udało nam się zwiedzić starówkę, a Wojtusiowi przejechać ukochaną kolejką turystyczną.
Wspomnieniami z tego wyjazdu będziemy cieszyć się długo, a zabrane do domu zbiory grzybów będą nam w tym zapewne przypominały. Podobnie jak składanie śliniaków. Ale co kryje się pod tym hasłem, niech pozostanie naszą słodką tajemnicą, która będzie już zawsze wywoływała uśmiech na naszych twarzach. Dziękujemy i obiecujemy, że w tym samym składzie powrócimy tak szybko, jak to tylko będzie możliwe!