404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
404 Nie znaleziono niektórych zasobów.
Przejdź do treści
Ustawienia
  • Wielkość czcionki
  • kontrast
  • Dla niesłyszących
  • switch to english page
Fundacja Iskierka
ORGANIZACJA POŻYTKU
PUBLICZNEGO NA RZECZ DZIECI
Z CHOROBĄ NOWOTWOROWĄ
Childhood Cancer International EUROPE Logo
Nasze social media
ORGANIZACJA POŻYTKU PUBLICZNEGO
NA RZECZ DZIECI Z CHOROBĄ NOWOTWOROWĄ

MIĘDZY NAMI FUNDACJAMI...

Podopieczny zabrzańskiej Kliniki - Paweł Mijal zaprasza na relację z kolejnego obozu w Zalesiu Górnym k/Warszawy:


W niedzielę 17 czerwca 2007 roku spod zabrzańskiej Kliniki Pediatrii, Hematologii i Onkologii Dziecięcej wyruszyła grupa obozowiczów (na czele z panią Mariolą Czernohorską, pracowniczką Fundacji Iskierka). Najpierw do Katowic-Ligoty – pod tamtejszym szpitalem dołączyła do nas reszta grupy – a potem do Zalesia Górnego, do ukrytego w lesie Pałacyku – Domu Spełnionych Marzeń. Powitali nas gorąco szefowie Fundacji Spełnionych Marzeń – państwo Tomasz i Małgorzata Osuchowie, oraz „organizatorki naszego czasu” - pani Magda i pani Marta. Poznaliśmy również Kubę i jego tatę – obozowiczów z Łodzi, którzy byli na miejscu wcześniej. Pogoda tego dnia była piękna, więc po posiłku udaliśmy się do przydomowego basenu. Później nadszedł czas pożegnania z panem Tomkiem i panią Małgosią, i po kolacji (nie od razu, oczywiście) udaliśmy się do łóżek. Poniedziałek spędziliśmy ćwicząc jogę pod okiem pani Magdy, a po pysznym obiedzie i popołudniu spędzonym na terenie domu oraz spacerze po Zalesiu mieliśmy gościa – mima. Przez prawie dwie godziny (a może nawet dłużej) zabawiał nas sztuczkami, w których mogliśmy brać udział. Podziękowaliśmy mu kolacją, zrobioną przez nasze kochane mamy.


  We wtorek pojechaliśmy znajdującymi się przy domu dwoma samochodami do stadniny koni w miejscowości Wojciechowice. Podobno swoje „rumaki” mają tam niektóre polskie gwiazdy. Choć nie spotkaliśmy żadnej z nich, a pogoda nie była zbyt ładna, to i tak świetnie się bawiliśmy, a kontakt z tymi wspaniałymi zwierzętami dał nam dużo przyjemności i radość. Po obiedzie z „ciocią Kredką”, czyli panią Magdą malowaliśmy parami obrazy na szkle, których tematem były właśnie konie. Choć nie jesteśmy artystami, zostaliśmy pochwaleni za nasze prace. Dzięki całkiem ładnej pogodzie w środę przejechaliśmy się na rowerach do pobliskiego lasu. Po drodze zatrzymaliśmy się przy pięknym koniu, którego mieliśmy okazję nakarmić, a później dotarliśmy do pani Najsztub, u której było mnóstwo wielkich, włochatych psów służących do dogoterapii – sposobu leczenia dzięki kontakcie ze zwierzętami. Było bardzo miło. Po obiedzie i baaardzo długiej kąpieli w basenie pojechaliśmy do Zalesia (dom znajduje się na uboczu), gdzie obejrzeliśmy pub „U Stefana” znany z popularnego serialu telewizyjnego oraz zjedliśmy pyszne lody i zrobiliśmy małe zakupy. Po powrocie muzykowaliśmy z ciocią Martą i ciocią Magdą. Każdy z nas dostał ciekawy, „kuchenny” instrument, na którym graliśmy, aż się dom zatrząsł. Oczywiście było również śpiewanie. Spędziliśmy to popołudnie bardzo fajnie.


Czwartek był dniem, w którym udaliśmy się do Warszawy. Po ominięciu miejskich korków dotarliśmy do Pałacu Kultury i Nauki – jednego z najpopularniejszych budynków w Polsce. Wyjechaliśmy windą na Taras Widokowy PKiN, z którego roztaczał się widok na całą Warszawę i najbliższą okolicę! Widzieliśmy z niego również Stare Miasto, do którego niebawem się udaliśmy. Spod Zamku Królewskiego wyruszyliśmy „ciuchcią” dookoła części Warszawy. Widzieliśmy m. in. Pałac Prezydencki, pomnik Nike, budynki niektórych ministerstw i Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych. Później udaliśmy się na Rynek Starego Miasta, obejrzeliśmy pomnik Warszawskiej Syrenki, a po krótkim oczekiwaniu poszliśmy na obiad do Pizza HUT. Na deser zjedliśmy pyszne lody włoskie, a potem nastąpił najmniej miły moment – musieliśmy pożegnać panią Mariolkę, gdyż wracała ona na Śląsk. Po powrocie do Domu Spełnionych Marzeń wykąpaliśmy się w basenie, a wieczorem piekliśmy (i, rzecz jasna, jedliśmy) kiełbaski na ognisku, podczas którego panie (te małe i te większe) zrobiły sobie aerobik przy muzyce pochodzącej głównie z lat 70 i 80.


W piątek byliśmy w domu. To właśnie tego dnia korzystaliśmy najwięcej z piwnicy, gdzie umiejscowiona jest świetlica z mnóstwem zabawek, gier, przyrządów do malowania, itp., a także sala z dwoma komputerami i konsolą PlayStation. Po południu w domu pojawili się państwo Osuchowie, aby wspólnie z nami zjeść pyszne, przygotowane przez nasze mamy, mięsko z grilla, a także wykonać pamiątkowe zdjęcia i wręczyć nam wspaniałe prezenty od Fundacji. Oczywiście my podziękowaliśmy za gościnność, przekazując na ich ręce pracę wykonaną przez dzieci i rodziców. Na ostatnią noc dziewczyny i młodsi chłopcy zostali pomalowani w ciekawe wzory, rośliny i zwierzątka. Niestety, sobota była dniem pożegnania :( Rozstaliśmy się w smutku z paniami Martą i Magdą i oczywiście z Domem Spełnionych Marzeń. Po kilkugodzinnej jeździe dotarliśmy na Śląsk, gdzie sami się rozstaliśmy i powracaliśmy do domów.


Chociaż był to już mój drugi obóz, to podobało mi się bardzo, a dom mnie po raz kolejny zachwycił. Takich przygód można doznać tylko z Fundacją Iskierka i Fundacją Spełnionych Marzeń. 


Paweł Mijal